Obrońca Stefana W. wnioskował o to, aby jego klient wykonywanie środka zapobiegawczego odbywał w szpitalnej sali, a nie w celi.
Uważa on, że zbadany przez biegłych stan zdrowia oskarżonego wskazuje, iż resztę kary powinien odbyć w warunkach szpitalnych. Prokuratura jednak nie poparła tego zdania.
Prokurator Grażyna Wawryniak z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku podała powody, dla których apelacja obrońcy Stefana W. została odrzucona.
- Biegli zostali wezwani do uzupełnienia swojej opinii i dopóki to nie nastąpi, prokurator nie znajdzie podstaw do zmiany sposobu wykonywania tymczasowego aresztowania - powiedziała.
Uzupełnieniem do zebranych dokumentów ma być opinia lekarzy, którzy mają ocenić faktyczny stan zdrowia Stefana W. Śledczy uznali jednak, że odmowa nie ma żadnego związku z pojawieniem się nowych informacji w sprawie.
Decyzja wydana przez biegłych będzie wiążąca dla całej sprawy. Jeśli wyniknie z niej, że Stefan W. w momencie swojego czynu wobec Pawła Adamowicza był niepoczytalny, będzie on leczony psychiatrycznie.
Mija 11 miesięcy
Do feralnego zdarzenia, w którym zginął były już prezydent Gdańska doszło 13 stycznia w trakcie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Adamowicz zbierał wówczas pieniądze jako wolontariusz organizacji, zaś wieczorem był jednym z uczestników ceremonii, odbywającej się na Targu Węglowym.
W pewnym momencie na scenę wtargnął Stefan W., zadając prezydentowi trzy ciosy nożem. Chwilę po swoim czynie wyraził radość, unosząc ręce w geście triumfu.
Stefan W. następnie przemówił do wszystkich obecnych na wydarzeniu. Powiedział on, że to Platforma Obywatelska doprowadziła go do więzienia i traktowania, jakie w nim zastał.
"Byłem z żoną na urodzinach jej szefowej. Nie rozumiem, jak można tolerować taką postawę"
Nie wiem, co zrobić: "Zrobiłam prezent mojej teściowej. Myślałam, że będzie szczęśliwa, a jest zupełnie odwrotnie"
"Dowiedziałam się, że mężczyzna, którego kocham, jest żonaty": Tak się na nim odegrałam
Sensacyjne doniesienia o jednej z uczestniczek programu „Kuchenne rewolucje”. Mroczna historia z Podhala
Paweł Adamowicz w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala. Pomimo wysiłku lekarzy, nie udało się go uratować. Jego odejście ogłoszono dzień później.
Jak informował portal "Kraj": Miał tylko kilka sekund. Heroiczna postawa pracownika metra! [WIDEO]
Przypomnij sobie o: Nie ma już z nami Zbigniewa Jarosza. Znana jest data ceremonii