Ale przecież urodziliśmy się po to, by cieszyć się każdym dniem, a nie smucić drobiazgami. Czy zwykły, codzienny problem może tak mocno uderzyć w człowieka? Ta historia udowodni, że strach można i należy przezwyciężać. Niech wszystkie próżne wątpliwości i zmartwienia odejdą.

Lidia poślubiła Andrzeja z wielkiej miłości...

Przynajmniej tak wydawało się młodej 18-letniej piękności. Dziewczyna dorastała w rodzinie życzliwych i delikatnych rodziców, gdzie dziecko było pod opieką i pielęgnowane. Wydawało jej się, że jej drogi mąż nadal będzie to robił. I nie dlatego, że Lidia była samolubna. Jednak młoda istota bardzo wzięła sobie do serca wszelkie błędy i była z tego powodu bardzo smutna.

Andrzeja najbardziej irytowało gotowanie żony. Nie potrafił inaczej nazwać potrawy przygotowanej przez Lidię, jak nieudana. Zawsze wydawało mu się, że czegoś brakuje w przyprawach, że danie jest niedogotowane lub rozgotowane, że zup po prostu nie da się zjeść. Lidia starała się za każdym razem pytać męża, aby znaleźć błędy i starała się ich nie powtarzać. Ale tak wyszło. Oliwy do ognia dolała teściowa dziewczyny.

Pewnego razu młodą parę odwiedziła matka Andrzeja i powiedziała, że ​​jest bardzo głodna. Lidia natychmiast pobiegła do kuchni i zaczęła nakrywać do stołu. Za tą sprawą dziewczyna nie zauważyła, jak teściowa i jej syn rozmawiają między sobą. Młoda żona podała na stół gorący barszcz, a teściowa podeszła do stołu z poważnym spojrzeniem.

Mama Andrzeja bardzo uważnie próbowała smakołyków, choć od razu widać było, że nie sprawia jej to przyjemności. Po wypiciu łyka barszczu kobieta od razu poprosiła o sól, potem pieprz, a potem jeszcze coś dla zabicia smaku. Lidia wiedziała, że ​​nie jest mistrzynią kulinarną, ale zachowanie teściowej ją uraziło. - Lideczko, mój syn miał rację, fatalnie gotujesz - skwitowała teściowa.

Od tamtej pory, młoda żona boi się gotować cokolwiek i przy każdym podaniu posiłku, odczuwa mdłości ze stresu. Czy tak powinno wyglądać małżeństwo?