Nigdy nie okazywali wprost swojej wrogości, ale Karola wyraźnie czuła, że ​​nie jest mile widziana. Próbowała podzielić się swoimi przypuszczeniami z mężem, ale Bartek tylko machnął ręką. Jak, nie bądź głupia. Okazało się jednak, że podejrzenia żony nie były bezpodstawne.

Wszystko zaczęło się, gdy Bartek przywiózł do domu młodą ukochaną

Piękna, inteligentna, o postępowych poglądach... Rodzice chłopaka nie od razu ją polubili. Wszystko potoczyło się za szybko. Wszystko to działo się na pierwszym roku studiów, niemal natychmiast po przyjęciu. Rodzice płacili dużo pieniędzy, aby ich jedyne potomstwo otrzymało dobre wykształcenie.

W pierwszych latach studiów młodzieniec był nieustannie rozpraszany przez swój związek z Karoliną, chociaż nieustannie powtarzała mu, aby skupił się na nauce. Rozumieli to również rodzice i jeszcze bardziej nie lubili przyszłej synowej. Zawsze postrzegali ją jako problem, barierę między ich synem a jego szczęśliwą przyszłością gdzieś za granicą. W rzeczywistości marzyli, że zaraz po ukończeniu studiów potomek przeprowadzi się do Niemiec. Mieszkali tam ich krewni, którzy mieli pomóc młodemu człowiekowi znaleźć prestiżową posadę w jakiejś klinice.

„Ale jego życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej! Wszystko przez ciebie, głupia. Nie masz pojęcia, jakie mieliśmy plany. Gdybyś tylko wiedziała, ile pieniędzy wydaliśmy, aby zapewnić przyszłość Bartusiowi…” Gorzkie słowa zostały rzucone prosto w twarz Karoliny, kiedy Bartek poszedł do kuchni.

Wiesława nie zauważyła, że ​​jej syn już wrócił i stoi na progu salonu. Słyszał każde słowo. Wpadając do pokoju, zobaczył, że jego żona praktycznie płacze z beznadziejności i urazy. Wspierała go przez całe życie i zawsze była przy nim. Stanął po jej stronie i wyjaśnił matce, że nie został w Niemczech, bo mu się tam nie podobało, a nie z powodu związku z Karoliną, która z pewnością wyjechałaby z nim, gdyby zechciał mieszkać poza krajem.

To był ostatni raz, gdy naraził żonę na nieprzyjemności ze strony swojej matki. Nie przychodził więcej z Karoliną, a odwiedziny u matki były sporadyczne i jedynie z konieczności.