I w takich chwilach ważne jest, aby w pobliżu byli ludzie, którzy mogą wesprzeć. Co więcej, pomocy często udziela zupełnie obca osoba, podczas gdy bliscy nie spieszą się specjalnie z pomocą.

Znam Roksanę od czasów szkolnych, choć do naszej szkoły przeniosła się dopiero w liceum. Od razu znalazłyśmy wspólny język, dobrze się dogadywałyśmy, a nawet po ukończeniu studiów starałyśmy się pozostać w kontakcie, chociaż nie zawsze się to udawało.

W tym roku Roksana rozwiodła się z mężem i została sama z córką w wynajętym mieszkaniu

Tak, jest inteligentną dziewczyną, pracuje, ale pensja jest niewielka, nie ma dodatków i premii, a ze strony byłego męża pomoc minimalna. W ogóle nie płaci alimentów. Rodzice mojej przyjaciółki mieszkają w naszym mieście, ale są już na emeryturze, sami potrzebują pieniędzy, bo zdrowie w ich wieku jest sprawą raczej kapryśną. Regularnie muszą wydawać pieniądze na aptekę czy szpital. Dobrze, że Roksana może czasem zostawić przynajmniej dziecko pod opiekę rodziców, to już jest dla niej poważna pomoc.

Gdy któregoś razu odwiedziłam ją w mieszkaniu, przeraził mnie jego ponury widok. Było zaniedbane, od dawna nie było tam remontu. Meble także były stare i zniszczone i choć było posprzątane, miałam wrażenie, że weszłam do rudery... Po tej wizycie nie mogłam zasnąć, myśląc o tym, jak pomóc przyjaciółce. Z samego rana zadzwoniłam do niej i umówiłyśmy się na kolejne spotkanie u niej. Będąc w drodze, kupiłam parę drobiazgów do lodówki, aby jakoś wesprzeć ją, bo dobrze wiedziałam, że pieniędzy nie przyjmie.

Gdy po przyjciu do Roksany otworzyłam lodówkę, ujrzałam jedynie masło i światło. To było dla mnie nie do przełknięcia. Zaczęłam rozpakowywać produkty spożywcze, układając je na pustych półkach lodówki. Roksana w tym czasie nastawiała wodę na herbatę. Gdy zobaczyła, co robię, poczerwieniała, a jej reakcja była dość ostra. Powiedziała mi, że nie potrzebuje jałmużny, a to, co teraz robię jest dla niej poniżające i czuje się upokorzona.

Była tak roztrzęsiona, że żadne moje tłumaczenia nie docierały do niej. Zostawiłam wszystko na kuchennym blacie i wyszłam. Nie wiedziałam, jak inaczej mam postąpić w tej osobliwej sytuacji. Postanowiłam dać jej spokój i nie kontaktować się, dopóki sama się nie odezwie. Czekałam kilka dni, aż w końcu zadzwoniła. Zaczęła się tłumaczyć ze swojego zachowania, przepraszać, ale ja przez tych kilka dni, też miałam czas na przemyślenia... - daj spokój kochana, miałaś prawo poczuć się z tym źle, nie pomyślałam o tym zupełnie - powiedziałam i zaprosiłam ją do siebie. Przyjaźnimy się do dziś. Roksana znalazła pracę zdalną, więc nie musi więcewj nikogo szukać do opieki nad dzieckiem. Jej sytuacja życiowa wciąż się poprawia, a ja pękam z dumy!