Grześ jest moim jedynym synem. Dorastał w dobrze prosperującej rodzinie, razem z mężem zapewniliśmy mu dobre wykształcenie, zainwestowaliśmy w niego wszystkie nasze pieniądze i wysiłek. I nie miał na co narzekać. Dorastał jako mądry i pracowity chłopiec, otrzymał dyplom, dostał dobrą pracę. Teraz buduje karierę, a kierownictwo bardzo go docenia.
Mój mąż zmarł trzy lata temu, więc mój syn to wszystko, co mi zostało. Oczywiście jestem zła, że nie byliśmy w stanie zapewnić Grzesiowi własnego mieszkania. To prawda, mieszkaliśmy z mężem w wynajmowanych mieszkaniach do 40 roku życia, dopóki nie kupiliśmy własnego. Nie starczyło nam na zakup kolejnego, gdy syn zaczął żyć na własny rachunek. Jednak jestem pewna, że synowi i tak udałoby się odłożyć na własne mieszkanie.
Propozycja syna mocno mnie rozczarowała
Kiedy zaczął poważny związek i ogłosił, że się ożeni, byłam strasznie szczęśliwa. Śniło mi się, że już niedługo będę opiekować się wnukami. Tak, a wybranka Grzesia mi się spodobała - cicha i skromna dziewczyna. Niestety po ślubie jej charakter zaczął się zmieniać na gorsze. Najpierw młodzi ludzie wyjechali na miesiąc miodowy za granicę, wydali na to dużo pieniędzy. Potem z jakiegoś powodu synowa postanowiła rzucić pracę, aby znaleźć dla siebie lepsze miejsce, ale nigdy tego nie zrobiła. Już drugi rok siedzi w domu i niespecjalnie spieszy jej się gdziekolwiek zatrudnić.
Dobrze, że młodzi ludzie nie muszą płacić czynszu za mieszkanie. Synowa ma własne jednopokojowe mieszkanie. Małe, z maleńką kuchnią, w niezbyt dobrej okolicy, ale własne. Dziewczyna doszła do perfekcji w wydawaniu pieniędzy w salonach piękności, pomimo własnego bezrobocia, a mój syn tłumaczy jej zachowanie koniecznością dobrej prezencji. Ponoć synowa ciągle chodzi na rozmowy w sprawie pracy, ale jakimś cudem jeszcze nikt jej nie zatrudnił.
Któregoś dnia, podczas rozmowy o tym, że chciałabym już wnuki, dowiedziałam się o zamiarach synowej i mojego syna. Gdy wspomniałam o wnukach, synowa westchnęła teatralnie i stwierdziła, że powiększenie rodziny jest niemożliwe, dopóki mieszkają w jednopokojowym mieszkaniu. Gdy wspomniałam o kredycie hipotecznym, syn otrzymał pod stołem "dyskretnego" kopniaka od żony. To było ponaglenie, aby zaczął ze mną temat zamiany mieszkań - ty przejdziesz do mieszkania Marty, a my pójdziemy do twojego - zaproponował mój syn. Gdy się na to nie zgodziłam, obrazili się. To jednak nie sprawi, że zmienię zdanie. Synowa może iść do pracy i dołożyć się do oszczędzania na większe mieszkanie.