Wcześniej mieszkaliśmy w naszym dwupokojowym mieszkaniu we trójkę: ja, mój mąż Jerzy i nasz syn Andrzej. A potem Jerzy zmarł, Andrzej ożenił się. Z jego żoną Violettą nie mogłyśmy znaleźć wspólnego języka. Po śmierci męża zaczęłam mieć problemy zdrowotne. Uznałam jednak, że organizm sam sobie poradzi i nie poszłam do lekarzy.

Aby mieć coś do roboty, zaczęłam pisać wspomnienia ze swojego życia. A potem szłam albo do sklepu, albo do parku na spacer. Nie komunikowałam się z moimi emerytowanymi sąsiadami, nie interesowałam się nimi.

Jak mój syn mógł wybrać tak okropną dziewczynę na swoją żonę? Widać, że jest bardzo nieszczęśliwy. Ale dlaczego się nie rozwodzi, tylko żyje z tą Violettą, nie wiem.

Jest żonaty od dwunastu lat, a z żoną odwiedził mnie tylko pięć razy

Wszystko zaczęło się od tego, że ta Violetta chciała, żebym sprzedała swoje dwupokojowe mieszkanie i kupiła sobie jednopokojowe. A pieniądze, które pozostały, miały być im przekazane. Odrzuciłam tę propozycję. Podoba mi się moje mieszkanie i nigdzie się nie przeprowadzam.

Kiedyś złapał mnie silniejszy ból kręgosłupa, więc zdecydowałam się jednak wezwać pogotowie. Lekarz stwierdził, że rwa kulszowa w moim wieku to nie przelewki i że na czas leczenia powinnam być pod czyjąś stałą opieką. Zadzwoniłam do syna z prośbą o pomoc. Na początku się zgodził mocno zmartwiony, lecz po kilku godzinach zadzwonił i odwołał to wszystko - ewidentnie po konsultacji z żoną.

Zalecił mi opłacenie pielęgniarki, co było największą durnotą, bo wyraźnie mu powiedziałam, że potrzebuję pomocy całą dobę, a pielęgniarka przychodzi na dwie, trzy godziny, nie więcej! Takie jest chyba moje przeznaczenie - ciągła i wymuszona samodzielność...

Zerknij tutaj: Z życia wzięte. Zadzwoniła kobieta i powiedziała, że kocha mojego męża, żebym zostawiła go w spokoju i nie ingerowała w prawdziwą miłość

O tym się mówi: Z życia wzięte. Mój syn i synowa kupili osobną lodówkę. Zrozumiałam, że zaczniemy żyć jak lokatorzy

Nie przegap: Z życia wzięte. Mój syn i synowa kupili osobną lodówkę. Zrozumiałam, że zaczniemy żyć jak lokatorzy