I nie ma nic dziwnego w tym, że będzie ją chronić w każdy możliwy sposób. A obcy, nawet krewni, którzy wchodzą w krąg tej rodziny tylko z myślą o zyskach, zawsze będą postrzegani z wrogością. Problemy relacji rodzinnych nie są tematem nowym, ale boleśnie pilnym.

Jesteśmy małżeństwem od ponad dziesięciu lat i do tego czasu wszystko szło dobrze. Dzieci są rodzinne, mąż nie pije, wszystko robi dla domu, czasem nawet nas stać na wypoczynek za granicą. Nie chodzi o to, że żyjemy luksusowo, ale wystarczy na wszystko, nawet przyjemności.

Muszę powiedzieć, że poznaliśmy się na studiach

Obojgu dobrze szło, ukończyliśmy studia z wyróżnieniem, a nawet oboje dostaliśmy pracę w swojej specjalności. Tak się złożyło, że mój mąż otrzymał więcej ode mnie i to dobrze. Potem awansował dalej i kiedy był już na stanowisku, postanowiliśmy, że zostanę z dzieckiem w domu. Ciąża była łatwa, Szymon mi pomogła i wkrótce doczekaliśmy się naszej córeczki.

Trzy lata później urodził się syn, a dzieciom, trzeba powiedzieć, niczego nie brakowało. Dopiero teraz takie stresy w pracy wcale nie przyniosły korzyści mojemu mężowi. Stracił dużo na wadze, na głowie pojawiły się wczesne siwe włosy, ale pieniądze były dobre, więc w ogóle nie chciał myśleć o zmianie zawodu.

Jego matka i siostra mieszkały razem w pobliskim miasteczku. Nie było odpowiedzi na moje prośby o pomoc. Teściowa odmówiła ze względu na to, że miała już wiele lat i w całości spłaciła długi wobec syna. Szwagierka, siostra mojego męża, budowała kolejny związek, oczywiście skazany na niepowodzenie.

Po sporych zawirowaniach z powodu kwarantanny, rodzina męża jakoś przylgnęła do nas. Przyzwyczaiwszy się, że w ciągu dnia nie ma mnie w domu, przychodzą bez pytania. Dzieci są tylko dziećmi i nie mają innego wyjścia, jak tylko wpuścić babcię i ciocię do domu. Potem idą oglądać bajki, a te dwie hieny goszczą u mnie w mieszkaniu, jak u siebie. Wyjadają produkty z lodówki, wynoszą mrożonki i biorą bez pytania moje ubrania!

Gdy dzieci powiedziały mi, że ciocia wygląda w mojej nowej sukience, jak baleron, który zjadła tacie dzień wcześniej, zagotowało się we mnie. Natychmiast zabroniłam dzieciom podchodzić do drzwi pod naszą nieobecność. Są na tyle samodzielni, że spokojnie dają sobie radę sami, gdy wychodzę na godzinę po zakupy lub załatwić sprawunki na mieście. Teściowa i szwagierka dobijały się ostro, żądały wpuszczenia do mieszkania, ale dzieci dobrze rozumiały kontekst - nie można kraść i brać cudzych rzeczy bez pozwolenia.