Tak się złożyło, że trzeba dobrze zjeść, żeby potem nie biegać głodnym. Tradycja. Starsi ludzie zakładają, że szczupła sylwetka to jedno, a pełny brzuch pomaga czuć się pewniej. Niestety, im dalej, tym trudniej.

Ale jak było wcześniej? Młoda rodzina pracuje nad stworzeniem nowej jednostki społecznej. Zarabia i nie rozprasza się codziennymi problemami. Jeśli jest dziecko, fajnie jest pojechać na wieś, do babci. Nauczy Cię życia i uzdrowi się od świeżego powietrza. Tutaj masz korzyść i rozwój młodego organizmu.

Babcia Maria wychowała troje dzieci w swoim życiu. I całe życie spędziła w wiosce, co oczywiście nie mogło nie wpłynąć na nią samą. Powolny tryb życia, nawykowa ciężka praca, proste podejście do rzeczy. Mogłaby płakać przez dwa dni, gdyby w telewizji leciał film, w którym główny bohater traci swoją miłość, ale nie mrugnie okiem, gdy nadejdzie czas ubicia kurczaków lub dzika.

Teraz dzieci podrosły i jedyne, co pozostało babci Marii, to nostalgia za dawnymi czasami i próba utrzymania małego gospodarstwa domowego. Młodszy syn wyjechał za granicę, a starszy został na wsi. Życie w ojczyźnie mu nie wyszło i uzależnił się od butelki. Znalazł jeszcze kilku takich samych „podobnie myślących ludzi” i spędza z nimi cały wolny czas na monotonnych rozmowach o nadchodzącej wielkiej przyszłości. Cóż, przynajmniej żyje osobno, żaden system nerwowy nie był w stanie znieść jego nocnych tyrad.

Tylko córka nie zawiodła...

Sprawił, że stara kobieta była szczęśliwa z wnuczką. Ale zięć jest zdenerwowany: ma wszystko do zrobienia, biznes. Nie zaprasza gości, a według plotek stroni też od bliskich. Krótko mówiąc, biznesmen. Kiedy wnuczka skończyła dwanaście lat, postanowiono wysłać ją na wieś: zięć miał pilną sprawę, interes trochę zatonął, a rodzice nie mieli już czasu na opiekę nad dzieckiem.

Zięć miał szorstkie podejście do wiejskiej kuchni, co odzwierciedlało się w wychowaniu nastoletniej córki. Maślane bułeczki z sałatką musiały być na śniadanie, wraz z migdałowym mlekiem. Cóż miała poradzić, gdy domowej roboty ciasta, kapuśniak czy kiełbasy lądowały na stole przez cały czas pobytu dziewczynki u babci. Nigdy wcześniej nie próbowała domowego chleba, pieczonego na prawdziwym zakwasie żytnim, a tłuste obiady mocno odbiły się na jej kondycji. Jednak to domowe słodkie bułeczki, ciasta i rogale sprawiły, że dziewczynka zaczęła przybierać na wadze, a nagłe przesycenie organizmu cukrem, rozpędziło proces przybierania na wadze.

Zięć obwiniał za to babcię Marię, jednak musiała mu wytłumaczyć, że na wsi, gdzie wciąż jest mnóstwo ciężkiej pracy, ludzie potrzebują tych wszystkich źródeł energii, a gdy ktoś zje tłusto i zagryzie słodyczami, ale całe dnie leży, opala się i nie zażywa ruchu, to wszystko musi się gdzieś odłożyć... Niestety, choć córka Marii miała dobre chęci, zięć zawsze protestował przed podrzucaniem córki teściowej...