Ale chcę czegoś dobrego i rozgrzewającego duszę. I to była uroczystość taka, o jakiej marzyłam.
Z jednym wyjątkiem – mój jedyny ukochany synek wyraźnie nie docenił chęci swojej matki do świętowania. Po rozmowie telefonicznej dzień po urodzinach poczułam smutek, ból i poczucie, że to ja jestem mu winna.
Rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. Marta, jego żona, nagle potrzebowała własnego samochodu.
I to tak, jakby to była moja wina, że wydałam na siebie tak dużą sumę, a im jej nie dałam. Widząc suto zastawione stoły i tłum gości, syn z synową zapytali mnie, skąd miałam na to wszystko pieniądze i dlaczego o nich nie wiedzieli...
Kiedy zadzwonił mój syn, zaczął od tego, że jak mogłam zmarnować tyle pieniędzy na urodzinową imprezę w restauracji
Potem zaczął narzekać, że nie może zebrać pieniędzy na samochód i nie chce brać kredytu. I że wyrzuciłam wszystkie pieniądze w błoto, a obiecałam, że zdołam zebrać pieniądze na samochód na weselu.
I że ukrywałam, że mam pieniądze, ale nikomu nie powiedziałam, żeby ich nie żądali. Wszystko zrobiłam dla siebie, ale nie pomogłam własnemu synowi.
I słyszę, że nie mówi własnymi słowami, jakby szeptała mu to synowa. I poczułam się mocno urażona. Zaoferowałem mu 350 dolarów, które mi dali na urodziny w kopercie, ale rozłączył się urażony.
Teraz moja komunikacja z synem jest zimna. Od tego czasu synowa ani razu nie zadzwoniła. Nie przychodzą mnie odwiedzić.
A jeśli w rozmowie z synem poruszymy temat samochodu, to od razu słyszę grad oskarżeń kierowanych w moją stronę. Rodzice synowej też się na mnie gniewają, bo nastawiła ich przeciwko mnie.
A podwójnie obraźliwe jest to, że wcześniej samochód tak naprawdę nie był im potrzebny, pieniądze na niego zbierali opieszale, niechętnie.
A gdy tylko wydałam własne pieniądze na urodziny, natychmiast zaczęli pilnie potrzebować samochodu.
Nie wiem, co teraz zrobić? Już myślę, może naprawdę zrobiłam coś złego, egoistycznie, a teraz szukam tylko wymówki? Poczucie winy bardzo mnie przytłacza...