Nie, starcza mi na życie, jeśli żyję oszczędnie. Jeśli coś się stanie, mogę poprosić syna o pomoc. Ma 37 lat i dobrze zarabia. Nie będzie mnie całkowicie wspierał, ponieważ ma rodzinę.

Witek jest żonaty po raz drugi. Za pierwszym razem coś nie wyszło. Ale dwa lata temu poznał miłą dziewczynę.

Zakochali się w sobie i niedawno postanowili się pobrać. Jego żona jest trochę młodsza od niego.

Mieszkają osobno. Czasami ich odwiedzam. Nie przeszkadzam im, bo wiem, że młodzi ludzie tego nie lubią. Niech żyją własnym życiem. Dla mnie najważniejsza jest świadomość, że dobrze sobie radzą.

Wtedy czuję się lepiej. Czego jeszcze potrzebuje matka? Oczywiście oprócz wnuka lub wnuczki. Niedawno spełniło się moje marzenie.

Młodzi powiedzieli mi, że niedługo zostanę babcią. Chciałam tańczyć ze szczęścia. Zdecydowałam się nawet na małego drinka, choć nie jestem jego zwolenniczką.

Urodziła nam się Ania - 3600 g i 52 cm szczęścia. Wielkie oczy, kokardkowe usta. Nie mogłam się napatrzeć. A kiedy moja synowa zaprosiła mnie do pomocy przy dziecku, byłam zachwycona.

Bardzo chciałam pomóc młodej mamie, ale nie chciałam się prosić. A potem zadzwonił mój syn i zaprosił mnie.

Natychmiast rzuciłam wszystko, wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i poszłam. Z radością obudziłam się rano i pobiegłam przytulić moje maleństwo.

Moja synowa to dobra gospodyni. Dobrze gotuje, sprząta. Jest też dobrą mamą. Potrafiła słuchać moich rad. Ale potem jakoś gotowanie stało się moim obowiązkiem.

Nie przeszkadzało mi to, lubię czuć się przydatna. Lubiłam zabierać dziecko na spacery, kąpać je przed snem. Uwielbiało pluskać się w wodzie.

Wszystko wydawało się iść dobrze, wszyscy byli szczęśliwi. Ale nagle moja synowa postanowiła zepsuć mi nastrój.

Kiedy mój syn był w pracy, przyszła do mnie i jąkając się, poprosiła mnie o opłacenie części mediów, bo teraz wszystko jest takie drogie, a żywicielem rodziny jest tylko mój syn. A ja mam emeryturę.

Usiadłam i na kilka minut straciłam mowę. Nie kłócę się, że zużywam wodę, gdy się kąpię, prąd, gdy oglądam telewizję, jem na ich koszt.

Ale nie tylko z nimi mieszkam, wykonuję wiele prac domowych. Staram się pomagać we wszystkim. W zamian otrzymuję taką wdzięczność.

Nie wtrącam się do nich z uwagami, pouczeniami. Chociaż mogłabym powiedzieć, że to nieładnie nie podziękować po posiłku. Ale nic nie mówię.

Wstydzę się przyznać do tego synowi. Regularnie więc daję synowej tyle, ile każe i staram się nie obrażać, choć od czasu do czasu pojawiają się łzy.

Bardzo się cieszę, że dane mi było być z wnuczką, patrzeć jak dorasta, jak stawia pierwsze kroki, jak wypowiada słowa.

Mam nadzieję, że ten incydent będzie jedynym z negatywnych w naszych relacjach.