Moją sytuację pogorszył fakt, że mój mąż postanowił oddawać wszystkie zarobione pieniądze swojej matce, aby mogła nimi zarządzać. Muszę błagać ją o pieniądze na własne potrzeby.

Początkowo mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu. Spodziewaliśmy się, że majątek babci będzie nasz. Zaledwie miesiąc przed ślubem jego siostra ogłosiła, że spodziewa się dziecka i wkrótce wychodzi za mąż. Mama uznała, że córka potrzebuje więcej przestrzeni.

Szwagierka świętowała ślub miesiąc przed naszym i szybko wprowadziła się do mieszkania babci. Miałam wrażenie, że siostra mojego męża celowo zaszła w ciążę, żeby mieć gdzie mieszkać. Byłam rozżalona, ale nic nie powiedziałam.

W tamtym czasie pracowaliśmy razem i dochody były wystarczające. Potem dowiedziałam się o ciąży. Cierpiałam na poważne zatrucie i lekarz obawiał się o moje zdrowie. Musiałam iść na zwolnienie lekarskie i okresowo przebywać w szpitalu.

Moje zarobki spadły, a wydatki wzrosły. Mój małżonek zajął się tą sytuacją i kiedy ponownie spędzałam czas na szpitalnym łóżku, przeniósł wszystkie nasze rzeczy do domu matki, nie uprzedzając mnie o tym. Z oddziału pojechałam prosto do domu teściowej.

Takie rozwiązanie problemu wcale mi się nie podobało. Byłam też urażona faktem, że mój mąż decydował o wszystkim sam, bez rozmowy ze mną. Próbowałam mieć do niego pretensje, ale powiedział mi, że nie ma innego wyjścia.

Z teściową nie było specjalnych konfliktów. Nie pozwalała mi poczuć się jak gospodyni. Gotowała i sprzątała, powołując się na moje słabe zdrowie. Ale miała minę, że to ona tu rządzi, a ja jestem tylko tymczasowym lokatorem.

Mąż dawał mamie pieniądze na jedzenie i inne domowe wydatki, część zatrzymywał dla siebie, a część przeznaczał dla mnie. Wydawałam je na witaminy, ubrania i artykuły spożywcze. Czasami udawało mi się pracować, więc miałam dodatkowy grosz. Było ciężko, ale nie krytycznie.

Tylko teściowa ciągle mnie krytykowała za nowe ciuchy i inne zakupy. Kupiłam złe mleko, jogurt czy owoce. Nie wiem, jak wybierać mięso. Nie rozumiem, po co kupuję tyle rzeczy i to jeszcze drogich. Przecież można znaleźć tańsze. I po co je kupować, skoro po jakimś czasie się w nie nie zmieszczę.

Nie mam w czym chodzić, tylko do szpitala, a tam mogę nosić stare. Niby nie krytykowała, tylko wyrażała swoje zdanie, ale zawsze przy mężu.

Z czasem wyrobił sobie opinię, że jestem złą gospodynią domową, nie potrafię odpowiednio zarządzać budżetem. Postanowił więc przekazać cały dochód mojej mamie.

On nie potrzebuje finansów. Do pracy jeździ służbowym autobusem, mama robi mu obiady, nie ma nałogów.

Ja nie mogłam usiedzieć bez grosza. Oprócz witamin potrzebowałam ubrań, bo w stare się nie mieściłam, a te, które pasowały, były bardzo smutne. Można je było nosić tylko po domu.

Próbowałam przekazać tę informację mężowi, aby dał mi część pieniędzy, ale on absolutnie nie rozumiał istoty roszczenia. W końcu jego mama w pełni zajmuje się domem, więc to normalne, że ma wszystkie pieniądze. Jeśli czegoś potrzebuję, mogę ją poprosić, a ona mi to da.

Nie podoba mi się ten układ. Dlaczego muszę prosić o pieniądze na moje potrzeby? Błagać, i to prawie zgrzytając zębami, bo teściowa wie lepiej, czego mi potrzeba.

"Możesz się obejść bez nowych ciuchów, musisz oszczędzać, dziecko niedługo przyjdzie na świat."

Nie mogę obciąć włosów, jestem w ciąży, nie mogę nosić makijażu. Płatne USG to luksus. Można iść do przychodni. Tylko tam od samego rana trzeba siedzieć w kolejce, gdzie wszyscy kichają, kaszlą. Ale nikt się nie krępuje.

Nie wyobrażam sobie, co będę robić, kiedy w ogóle nie będę mogła pracować. Regularnie błagać teściową o pieniądze albo prosić rodziców o pomoc? Po co mi wtedy mąż?