W tej chwili trudno oprzeć się przeglądaniu starych zdjęć. Oto wycieczka do Piotra, oto wycieczka na urodziny mojej mamy, oto mój mąż na weselu swojej siostry beze mnie... Nieprzyjemne wspomnienia natychmiast wróciły.

To było cztery lata temu. Właśnie sformalizowaliśmy nasz związek po pięciu latach. Mój małżonek ma bardzo dużą rodzinę.

Nigdy nie poznałam nawet połowy jego krewnych. Znam tych najbliższych: matkę, ojca, babcię, dziadka, wujka i dwie siostry.

Nigdy nie mieliśmy bliskiego kontaktu. Zwykle widywaliśmy się w święta i rozmawialiśmy na neutralne tematy. Bliższy kontakt mam z teściową.

Dzwoni do mnie od czasu do czasu. Nikt nas nie odwiedzał, bo przed ślubem mieszkaliśmy osobno. Zawsze spotykaliśmy się w domu teściów.

Kilka miesięcy po naszym ślubie moja najstarsza szwagierka również postanowiła wyjść za mąż. O zbliżającej się uroczystości dowiedzieliśmy się od teściowej.

Zasugerowała, abyśmy pomyśleli o prezencie. Po konsultacji zdecydowaliśmy się dać pieniądze.

O przygotowaniach do ślubu dowiedzieliśmy się od mamy mojego męża. Tu już jest zamówiona restauracja, wybrana limuzyna, ustalony prezenter, kupione zaproszenia, do nich drobne upominki.

Czekamy, wkrótce zostaną wysłane zaproszenia. Miesiąc przed ceremonią otrzymaliśmy zaproszenie. Tylko z jakiegoś powodu było imię mojego męża, ale nie moje.

To było bardzo nieprzyjemne. Tak, nie jesteśmy przyjaciółmi, ale jesteśmy w dobrych stosunkach. Nigdy nie mieliśmy konfliktu. Co więcej, nie jestem kimś innym, ale legalną żoną i mam prawo być na uroczystości z moim mężem.

Mąż postanowił zadzwonić, aby dowiedzieć się, co się dzieje. Okazało się, że siostra chciała zaprosić tylko najbliższe osoby, a mnie nie znała zbyt dobrze.

Rozumiem, że każdy sam decyduje, kogo chce widzieć na weselu. Ale zapraszać jednego małżonka, a drugiego nie? To trochę nieetyczne. Dobrze się bawiła na naszym ślubie, a teraz nie chce mnie na swoim, bo mnie dobrze nie zna.

Mój mąż nie chciał iść, ale ja nalegałam. Siostra, jako gospodyni, ma prawo decydować, kogo chce widzieć jako gościa. A on, jako brat, powinien pójść i pogratulować. Poza tym to plus, że ja nie idę. Nie muszę kombinować z kim zostawić dziecko i kto będzie pracował zamiast mnie.

Po powrocie o nic nie pytałam męża, a on nic mi nie powiedział. Widocznie widział, że nie jestem zbyt zadowolona z zaistniałej sytuacji. Z czasem wszystko wydawało się zapomniane, ale natknęłam się na zdjęcia i wszystko znów wróciło do głowy.