Do tego czasu mój syn mieszkał w moim domu, a jego żona mieszkała w wynajętym mieszkaniu ze swoją przyjaciółką.

Kiedy zaczęli rozmawiać o małżeństwie, zaczęli mieszkać razem w wynajętym mieszkaniu. Nie byłam przeciwna takiej decyzji, jeśli chcieli mieszkać razem.

Często prosili mnie o pomoc finansową, a ja im pomagałam, bo zdawałam sobie sprawę, że są jeszcze młodzi.

Ale pomysł mojej synowej, że w tej sytuacji trzeba mieć dziecko, wydaje mi się głupi. Nie mają stałych dochodów, nie mają własnego mieszkania, więc jakie dziecko.

I wydawałoby się, że mój syn pracuje, coś tam zarabia, ale teraz są takie czasy, że dziś pracujesz, a jutro cię zwolnią.

Pamiętam, jak kilka lat temu przechodził z jednej pracy do drugiej, bo zawsze były jakieś problemy. Żona syna też pracuje, ale zarabia jakieś grosze. Kilka razy zmieniali mieszkania.

Ale jest coś takiego, że im jako dorosłym jest łatwo spakować swoje rzeczy i przenieść się do innego mieszkania, ale jak jest małe dziecko, to wtedy będzie dużo trudniej się przeprowadzić.

Myślę, że mogliby poczekać jeszcze kilka lat, aby nie mieć dzieci i żyć we własnej przyjemności. Więc nie, żona mojego syna nie chce mieć dziecka po trzydziestce, tylko potrzebuje go teraz.

Dziwię się mojemu synowi, a raczej temu, że on sam o tym nie myśli, ale jego żona zdecydowała za niego o wszystkim, a on tylko jej ulega.

Chociaż w jego wieku to już byłby czas na własne myślenie...

Synowa mówi, że nie będą mieli żadnych problemów, ze wszystkim sobie poradzą, a czego nie mają teraz, to jeszcze zdobędą. Ale mój syn ma tak niestabilną pracę, że jednego dnia mogą być pieniądze na życie, a następnego już nie.

I pojawia się pytanie, co oni zapewnią swojemu dziecku? Skoro sami nie są w stanie. Dziecko potrzebuje stabilnego dochodu.

Pomyślałam, że będą mieli dziecko, a jeśli nie będzie ich na nie stać, zrzucą te obowiązki na mnie.

Ale też jestem już w takim wieku, że mogę zostać bez pracy, plus wiek już nie ten. Ale z drugiej strony nie mogę odmówić im pomocy, jeśli naprawdę jej potrzebują.

Ciężko mi nawet o tym myśleć, ale żona mojego syna o nic się nie martwi. Mówi, że sobie poradzą.