Żal mi mojego męża. Rozumiem, że to jego krewni i chce się z nimi komunikować, ale oni po prostu wykorzystują mojego męża.

Tak się złożyło, że poznałam krewnych mojego męża dopiero rok po ślubie. Mój mąż i ja nie mieliśmy hucznego wesela.

Na naszym ślubie w kawiarni byli tylko moi rodzice i dziadkowie. A krewni mojego męża w ogóle nie przyszli na uroczystość.

- Są po prostu bardzo zajęci! To nic takiego! - powiedział Staszek.

Ale widziałam, że był bardzo zraniony i urażony. Więc nic mu nie powiedziałam i o nic nie pytałam.

Dopiero rok później pojechaliśmy z mężem na wakacje. Staś zapłacił sporo za wakacje i pojechaliśmy przy okazji do jego krewnych w odwiedziny.

Miałam nadzieję, że zatrzymamy się u krewnych mojego męża w Suwałkach na kilka dni, a potem pojedziemy na wakacje nad morze. Powinno być na to wystarczająco dużo pieniędzy. Ale na próżno na to liczyłam.

Staś wydał wszystkie pieniądze na swoich krewnych. Zostaliśmy poczęstowani jedzeniem, które przynieśliśmy w prezencie. Krewni gotowali tylko ziemniaki.

Kiedy siedzieliśmy przy stole, zaczęli narzekać, że muszą kupić wiele rzeczy. W ciągu tygodnia Staszek kupił wszystko, czego potrzebowali jego krewni.

A kiedy zdali sobie sprawę, że nie mamy już pieniędzy, szczerze powiedzieli nam, że mają nas dość i poprosili, abyśmy sobie pojechali.

Byłam po prostu zszokowana. Jak rodzice i własny brat mogli tak potraktować Stasia?! Dopóki miał pieniądze, traktowali nas dobrze. Ale jak tylko pieniądze się skończyły, po prostu wyrzucili nas z mieszkania.

- Nie osądzaj! Może obiecał pomóc swoim krewnym! - powiedziała moja mama, kiedy wyraziłam jej swoje oburzenie.

Ale widziałam, że tak naprawdę tylko udawali kochających krewnych, dopóki mieliśmy pieniądze.

Postanowiłam jednak posłuchać mamy. Rok później znów pojechaliśmy do krewnych mojego męża, kiedy byliśmy na wakacjach. I znowu wszystko było tak samo jak poprzednim razem.

Jak tylko przyjechaliśmy, krewni zaczęli narzekać na swoje trudne życie, ogromną liczbę problemów i zaczęli prosić Stasia o pomoc.

Mąż pokrył remont dachu domu rodziców własnymi pieniędzmi, pomógł bratu kupić samochód.

Zapłacił również za wyjazd ciotki do sanatorium, a kiedy skończyły nam się pieniądze, od razu powiedziano nam, że czas wracać do domu.

Byłam bardzo urażona. Staszek wydał mnóstwo pieniędzy, a ja opiekowałam się dziećmi, gotowałam i sprzątałam. A kiedy skończyły nam się pieniądze, po prostu wyrzucono nas z mieszkania.

Mąż traktuje to normalnie. Chcę, żeby przestał kontaktować się ze swoimi krewnymi. Zapomnieli nawet złożyć mu życzenia urodzinowe.

Myślą o nim tylko wtedy, gdy potrzebują pieniędzy lub innej pomocy. Wtedy od razu myślą o Stasiu.

Nie chcę się kłócić i walczyć z mężem. Mama chce, żebyśmy skorzystali z pomocy psychologa. Ale myślę, że skoro Staszek nie widzi w tym problemu, to żaden psycholog mu nie pomoże.

Ale ja też nie mogę tego tak zostawić...