Kiedy jest w domu, jest bardzo wybredny. Ale gdy tylko jedziemy do domu mojej teściowej, zjada wszystko i wraca po więcej.

Potrafi mnie zbesztać, jeśli nie posolę potrawy albo ziemniaki nie będą miały skórki.

Nie pochlebiam sobie, ale jestem lepszą gospodynią niż moja teściowa. Nikt nigdy nie narzekał na moje umiejętności kulinarne.

Lubię gotować do filmu lub audiobooka i jestem w tym całkiem dobra. Staram się rozpieszczać rodzinę czymś pysznym, ale czasem wystarczy ugotować makaron, jeśli nie mam na nic czasu.

W dni powszednie rzadko stoję przy kuchence, bo w domu jemy tylko obiady. W weekendy gotuję coś specjalnego, żeby uszczęśliwić męża.

Uwagi do gotowania zaczęły się stosunkowo niedawno. Na początku były to życzenia, a potem przerodziły się w wyrzuty. Mój mąż sam nigdy nie gotuje.

Na początku myślałam, że teściowa tak go rozpieściła, ale jak się okazało, nie była kucharką. Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy ją poznałam. Na przykład, nie potrafię jeść u niej.

Dziwne połączenie smaków, zero estetyki w wystroju, a i konsystencja dań zasługuje na krytykę. Za to mój mąż je wszystko u swojej mamy.

Byłam w szoku, gdy pierwszy raz to zobaczyłam. Próbowałam zrobić coś podobnego w domu i nie chciał tego jeść. Kiedy powiedziałam mu, że przepis dała mi mama, pokręcił głową.

Mój mąż ostatnio zachowuje się coraz gorzej. Jest smakoszem. Nie ma dość przypraw, za krótko gotowałam warzywa, rozgotowałam mięso.

Ostatnio ma mi też za złe, że gotuję ryż dwa razy w tygodniu albo robię kanapki na śniadanie dwa dni z rzędu. Nie mogę już tego znieść.

W domu teściowej jest gotów zjeść zupę spod topora i zepsute dodatki. A ja u niej nie mogę wziąć kawałka do ust.

Nasz syn też nie przepada za "kulinarnymi arcydziełami" babci. Muszę mu nosić jedzenie na tackach, jeśli jedziemy do teściowej na weekend.

Nie rozumiem, co jest nie tak z moim mężem. To nie jest tak, że on udaje, on szczerze chwali potrawy gotowane przez jego mamę. Czy to magia?

Niedługo skończy mi się cierpliwość i wyślę go do teściowej, żeby sobie pomieszkał. Niech tam je i się cieszy, nie ma co działać mi na nerwy!