Kiedy studiowałam, mieszkałam z moimi krewnymi, a mój mąż mieszkał obok nich. Tak się poznaliśmy.

Olek jest cztery lata starszy ode mnie, ale od pierwszego dnia komunikacji było nam ze sobą dobrze, nie czuliśmy różnicy wieku.

W tym czasie wynajmował mieszkanie w sąsiednim budynku, więc spotkał mnie na uczelni, odprowadził i poszedł ze mną na podwórko.

Po otrzymaniu dyplomu zostałam w stolicy, poszłam do pracy i od razu zaproponowano mi dobrą posadę w dużej firmie.

Olek zaproponował mi wspólne życie i mieliśmy skromny ślub. W pewnym momencie dopadł mnie smutek — zmarł mój wujek, ale jednocześnie spotkało mnie nieoczekiwane szczęście.

Po jego śmierci zgodnie z jego wolą odziedziczyłam dwa jego mieszkania i prywatny dom. Nadal nie rozumiem, dlaczego zostawił mi wszystko, ale nikt nie odważył się podważyć jego decyzji. Nagle stałam się bogatą dziedziczką według standardów miasta, w którym się urodziłam i dorastałam.

Ponieważ planowałam zamieszkać w stolicy, postanowiłam sprzedać jedno mieszkanie i dom, a za uzyskane pieniądze kupiłam dwupokojowe mieszkanie w stolicy.

Drugie mieszkanie wynajęłam i co miesiąc otrzymywałam pieniądze. W pracy również szło mi dobrze, w ciągu kilku lat awansowałam na stanowisko kierownika.

Przez większość czasu moja praca pozwala mi pracować z domu, więc nie jestem ściśle związana z harmonogramem, mogę sobie pozwolić na wiele rzeczy.

Jeśli chodzi o Olka, nie radzi sobie tak dobrze jak ja. Został zwolniony z pracy i teraz siedzi w domu, ale z jakiegoś powodu nie zauważam u niego szczególnego zapału do znalezienia nowej pracy.

Kilka dni temu powiedział mi, że pilnie potrzebujemy nowego telewizora. Jednocześnie od sześciu miesięcy nie przyniósł do domu ani grosza, a mamy telewizor całkiem sprawny.

Powiedziałam, że nie widzę sensu w tym zakupie, przypomniałam mu, że żyjemy z mojej pensji, więc nie zamierzam wyrzucać pieniędzy w błoto.

I wtedy mój mąż nagle postanowił podnieść pióra. Zaczął mi wmawiać, że to on jest panem domu, on tu rządzi, jak mówi, tak będzie. Jest mężczyzną, głową rodziny!

Tak naprawdę powiedział, że to on jest właścicielem mieszkania i wszystkiego, co się w nim znajduje.

W tej kłótni też się nie powstrzymałam. Przypomniałam mu, za czyje pieniądze kupił mieszkanie, gdzie mieszka i kto ostatnio przynosił pieniądze do domu.

Olek milczał, nie wiedząc, co mi odpowiedzieć. Zgadzam się, mam rację. Uważam, że mężczyzna nie może być odpowiedzialny za wszystko, jeśli nie przynosi pieniędzy do domu, nie utrzymuje rodziny.