Zanim skończyłam 19 lat, mieszkałam w odległej, zapomnianej przez Boga prowincji, gdzie kursował tylko jeden autobus wahadłowy raz w tygodniu, który ostatecznie został odwołany. Uczyłam się w zwykłej wiejskiej szkole, do której musiałam chodzić pieszo w każdą pogodę i pokonywać dystans 3 kilometrów przez pola i las.

Szkoła była tak biedna, że mieliśmy tylko 2 nauczycieli, a edukacja, którą nam zapewniali, była bardzo słaba. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę zostać w wiosce i po szkole uczyłam się samodzielnie.

Po ukończeniu wiejskiej szkoły nie zdecydowałam się od razu na studia wyższe, zostałam w domu i przez kilka lat ciężko pracowałam na lokalnej farmie. Nie wydawałam wszystkich pieniędzy, ale je oszczędzałam, ponieważ zdawałam sobie sprawę, ile kosztuje utrzymanie się w dużym mieście.

Moja rodzina żyła biednie, rodzice mieli oprócz mnie czwórkę dzieci, więc nie mieli pieniędzy na utrzymanie mnie i opłacenie studiów w innym mieście.

Zaoszczędziwszy wystarczająco dużo pieniędzy, zdecydowałam się studiować prawo. Po przyjeździe do miasta od razu wynajęłam mieszkanie i zaczęłam przygotowywać się do egzaminów wstępnych. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, nie tylko dostałam się na studia za pierwszym podejściem, ale także dostałam stypendium.

Tak zaczęło się moje życie studenckie, dobrze się uczyłam, prawie wszystkie egzaminy zdałam w terminie zerowym. Stypendium oczywiście nie wystarczało i dostałam pracę w małej firmie prawniczej jako asystentka prawnika. Pieniądze, oczywiście, niewielkie, ale starczało mi na wszystko, nawet trochę zostało i przekazałam je rodzicom w wiosce.

Uczelnia, praca, dom, dokładnie w takim trybie minęło wszystkie moje pięć lat studenckich. Po pomyślnym ukończeniu studiów z wyróżnieniem zostałam w tej samej kancelarii, tylko teraz nie jako asystentka, ale jako prawnik. Moja pensja wzrosła dziesięciokrotnie, a po półtora roku mogłam sobie pozwolić na zakup stosunkowo dużego mieszkania w centrum miasta.

Dostałam też samochód i możliwość wyjazdu za granicę, aby odpocząć i podróżować. W życiu osobistym również układa mi się dobrze, spotykam się z młodym mężczyzną i wkrótce planujemy zalegalizować nasz związek.

Około miesiąca temu moja mama i ja miałyśmy bardzo dziwną, z mojego punktu widzenia, rozmowę telefoniczną. Pewnego dnia moja mama zadzwoniła do mnie w środku dnia i zaczęła mówić, że ona i mój tata są już starzy i nie radzą sobie z moim młodszym rodzeństwem i ciężko jest im samodzielnie zajmować się domem.

Mama zaczęła mnie błagać, żebym wróciła do domu. Zaczęła mi mówić, że nie mam co robić w dużym mieście. Według niej duże miasto zaczęło mnie rozpieszczać, zaczęłam oddalać się od rodziny i tak dalej.

Powiedziałam jej, że tutaj mam udaną pracę, mam gdzie mieszkać i życie prywatne. Powiedziałam też, że gdybym przeprowadziła się na wieś, nie byłabym w stanie wspierać ich finansowo, a oni nie byliby w stanie pozwolić sobie na to, co mają teraz. Przecież utrzymuję ich prawie w całości, kupiłam im duży samochód, wysyłam pieniądze na jedzenie i ubrania, płacę za gaz i światło.

Moje argumenty nie działały na matkę, ciągle mówiła, żebym wracała do domu. W efekcie takie rozmowy stały się codziennością, mama coraz bardziej na mnie naciskała. Pewnego dnia nie wytrzymałam i powiedziałam jej, że nic na świecie nie zmusi mnie do opuszczenia mojego wygodnego i zamożnego życia i udania się do slumsów, w których mieszkają.

Wtedy moja matka wściekła się na mnie i powiedziała mi, że jeśli się nie przeprowadzę, to mogę zapomnieć, że mam rodziców!