Widzę jednak, że moja wnuczka nie ma ani chęci, ani wrodzonego talentu. Ola nie chce tego widzieć, całkowicie ignoruje fakt, że jej córka nie chce uprawiać baletu i zmusza ją do chodzenia na zajęcia.

Pilnuje jej odżywiania, harmonogramu snu. Uważa, że wszystkie jej wysiłki uczynią z niej prawdziwą tancerkę baletową.

Nie kłócę się, moja wnuczka potrafi kilka rzeczy, potrafi nawet zrobić szpagat, ale nie czerpie wielkiej przyjemności z tego wszystkiego, co się dzieje.

Kiedy mówię o balecie, Ola zaczyna płakać, mówiąc, że tego nie lubi. Ale jej mama nie dba o opinię swojego dziecka, to bardzo smutne.

Synowa mówi, że jej córka jest za młoda, by decydować, co robić, a czego nie. Uważa, że jeśli jej posłucha, to córka pozostanie nikim i będzie miała później wyrzuty. Myślę, że jeśli dusza nie kłamie, to zmuszanie dziecka i nie jest tego warte, może tylko ją traumatyzować, zamiast dawać przyjemność.

Boję się o moją wnuczkę. Nikt poza mną nie widzi w tym problemu. Rozumiem, że mój syn jest ciągle w pracy, ciężko pracuje, żeby opłacić te wszystkie zajęcia. Nie ma czasu zajmować się pragnieniami córki.

Synowa nie chce mnie słuchać. Może sama chciała zostać baletnicą, teraz z pomocą córki próbuje to zrealizować. Mówi, że jeszcze trochę i wnuczka zatańczy na wielkiej scenie.

Już żałuję, że żadna z nauczycielek baletu nie wytłumaczy mojej synowej, że nie warto znęcać się nad dzieckiem. I że moja wnuczka nie ma specjalnego talentu, żeby ją tak kontrolować i zmuszać do robienia czegoś, czego nie lubi.

Ale moim zdaniem tym nauczycielom zależy tylko na tym, żeby synowa płaciła za te lekcje i są gotowi powiedzieć jej wszystko, żeby dalej wyciągać od niej pieniądze.

Walczę ze wszystkimi i wspieram Olę, nie chcę, żeby czuła się samotna w tej sytuacji. Spędzamy razem dużo czasu, żeby miała szansę się wygadać.

Wielokrotnie rozmawiałam z nimi o zaprzestaniu kontrolowania jedzenia dziecka i ogólnie o zaprzestaniu traumatyzowania jej, ale ignorują mnie.

Synowa nie widzi tego, co jej mówię, albo nie chce widzieć. A ja jej mówię, że warto rozwijać talent śpiewania, który ma Ola. Ale synowej nie podoba się taka opcja realizacji swojego dziecka.

Na bazie tych rozmów często się kłócimy. Złości się na mnie, krzyczy, nie rozumie, czego od niej chcę. Mówi, żebym nie wtrącała się w jej wychowanie.

Nie chce, żeby Ola była piosenkarką, mówi, że to zupełnie nierokujący zawód, nie tak jak bycie baletnicą. Jeździć w trasy, zarabiać dużo pieniędzy i mieć światową sławę.

Nie mogłam dłużej znieść jej głupoty, chciałam nią potrząsnąć, żeby Ola mogła w końcu realizować własne marzenia.

Nie mogę patrzeć, jak moja wnuczka ciągle płacze. Chciałabym, żeby wyrzucili ją z baletu i żeby przestała cierpieć.

Niedawno poszłam ich odwiedzić i usłyszałam, jak synowa krzyczy na wnuczkę, ponieważ nie chciała nauczyć się pewnej sekwencji tanecznej. Powiedziałam jej, że jeśli nie przestanie, wezwę policję i opiekę społeczną.

Zdaję sobie sprawę, że to tylko groźby, raczej nie zabiorą jej dziecka, ale musiałam ją jakoś uspokoić. Zwykle nie słyszy w inny sposób.

Oczywiście synowa zaczęła na mnie krzyczeć i wyrzuciła mnie z domu. Ale zdałam sobie sprawę, że przebywanie z tak niestabilną matką jest niebezpieczne dla mojej wnuczki.

Zadzwoniłam do syna, powiedziałam mu, co się dzieje w domu i poprosiłam, by bardziej uważał na swoją córkę. I żeby obserwował, jak jego żona się z nią obchodzi.

Syn był zszokowany, nigdy nie zauważył tego u swojej żony, kiedy był w domu. Wziął wolne w pracy i postanowił wrócić do domu, aby monitorować sytuację. Ulżyło mi, że moja wnuczka jest bezpieczna.

Naprawdę mam nadzieję, że uda mu się wpłynąć na żonę. I że będzie w stanie rozwiązać tę kwestię, aby jego córka nie cierpiała już z powodu szalonej matki.