Mój narzeczony i ja szybko zalegalizowaliśmy nasz związek, ponieważ byłam już w ciąży. Byłam już wtedy w 4 miesiącu.

Teściową zobaczyłam po raz pierwszy na weselu. Szczerze mówiąc, byłam bardzo zaskoczona, bo cały dzień bawiła się i spędzała czas z młodymi ludźmi, a jej strój był zupełnie inny od tego, co noszą 47-letnie kobiety.

Moja teściowa bawiła się tak dobrze, że zaszła w ciążę. Ona i ja urodziłyśmy dzieci w odstępie czterech miesięcy. Zasadniczo jej nie oceniałam. Jest dorosłą kobietą, więc ma prawo robić, co jej się podoba.

W całej tej historii było jednak jedno wielkie "ale" - moja teściowa zdecydowała, że to ja będę opiekować się jej dzieckiem. Co w tym wielkiego? I tak jestem na urlopie macierzyńskim. Zawsze przede wszystkim robiła karierę, więc nie planowała zostać w czterech ścianach. Dbała o siebie, więc bała się, że straci to na urlopie macierzyńskim.

Teściowa zajmowała się dzieckiem tylko przez pierwsze dwa tygodnie, a potem zrzuciła to na mnie. Natychmiast wyjechała w delegację, więc byłam zmuszona niańczyć szwagra dniami i nocami.

Szczerze mówiąc, miałam wystarczająco dużo zmartwień z jednym dzieckiem. Był bardzo niespokojny i kapryśny. Nie mogłam go nakłonić do karmienia piersią, więc cały dzień i noc męczyłam się z nim, aby upewnić się, że ma wystarczająco dużo mleka. Z małym szwagrem w ramionach to podwójne obciążenie! Dasz radę?

Aby było nam "wygodniej", moja teściowa zaproponowała, żebyśmy przeprowadzili się do jej mieszkania. Ale zrobiła to tylko po to, żebym mogła służyć jej mężowi, bo ten "alfonso" nie potrafił nawet usmażyć sobie jajka.

Musiałam opiekować się dwójką dzieci i dwoma dorosłymi mężczyznami. Zdawałam sobie sprawę, że po powrocie teściowej z delegacji nic się nie zmieni, bo dziecko w jej szalonym rytmie życia zupełnie nie pasuje.

Teściowa bardzo ciężko pracuje. W dodatku lubi aktywnie wypoczywać, a z dzieckiem na przykład na nartach nie da rady. Tak samo jak podróżować na dziko po całym świecie. Swoją drogą 3-4 razy w roku ma wakacje i zawsze spędza je za granicą.

Dlaczego przyjęłam rolę Kopciuszka? Dlaczego milczę? Nie wiem... Chyba boję się zepsuć relacje z mężem. I nie wiem, jak powiedzieć "nie". Taka już jestem.

Wykopałam dół własnymi rękami i teraz nie wiem, jak się z niego wydostać. Nie mogę jeszcze nic zrobić, choćby dlatego, że jesteśmy zależni finansowo od mojej teściowej. Jeśli się z nią na coś nie zgodzę, źródełko zostanie odcięte.

Ponieważ w zasadzie siedzę jej na karku, muszę ją obsługiwać i niańczyć jej dziecko. Zasadniczo mam dwa wyjścia z tej sytuacji: albo milczeć, albo wrócić z dzieckiem do wioski. W tej chwili wybieram pierwszą opcję.