Kocham ich jednakowo i nigdy ich nie rozdzielam. Po narodzinach mojego najstarszego syna teściowa była częstym gościem w naszym domu. Uwielbiała Artura. Nawet przeszła na wcześniejszą emeryturę, żeby mi pomóc.

Często przychodziła do naszego domu i opiekowała się dzieckiem. Ja w tym czasie mogłam spokojnie zająć się domem, odpocząć czy zrobić zakupy. Macierzyństwo było dla mnie łatwe. Dzięki mojej krewnej nie czułam się zmęczona i wypalona.

Zdecydowałam się na drugie dziecko bez żadnych wątpliwości. Nie wątpiłam nawet w to, że mogę liczyć na pomoc teściowej.

Jednak po urodzeniu drugiego syna powiedziała:

- On w ogóle nie przypomina naszej rasy... Artek jest nasz, ale ten... Nie podoba mi się!

- Jak można tak mówić o dziecku? To także twój wnuk, nawet jeśli wygląda bardziej jak ja! - Odpowiedziałam.

- Wygląda jak ty, ty się nim opiekujesz. Tym razem nie licz na moją pomoc, niech mama pomoże.

Moja mama mieszka w innym mieście, więc nie mogła do mnie przyjechać. Ale ponieważ moja teściowa była w pełni zajęta moim najstarszym synem, miałam okazję w pełni zanurzyć się w opiece nad dzieckiem.

I mam dobrego męża. Będzie pomagał w domu i przy dzieciach. Jednak kilka dni temu musiałam dosłownie wyrzucić teściową.

Przyniosła słodycze i dała je mojemu najstarszemu synowi. Mój najmłodszy również sięgnął do torby po coś dla siebie (ma teraz 4 lata). Teściowa klepnęła go w rękę i powiedziała:

- To nie twoje! Zabieraj łapy!

Oczywiście dziecko się rozpłakało. Zdenerwowałam się i kazałem jej odejść. Wieczorem powiedziałam mężowi o tym incydencie.

Nie poparł mnie, ale poczuł się urażony. Zachowałam się źle wobec jego matki. Nie zgadzam się z nim. Powinnam zawsze stanąć w obronie mojego dziecka.

Moja teściowa teraz mi grozi. Mówi, że odbierze mi najstarszego syna. Ta kobieta nie przebiera w słowach!

Mój mąż umył od tego ręce. Powiedział, że nie chce brać udziału w naszej kłótni. Moja teściowa była już u prokuratora. Myślę, że przeszła od słów do czynów.