Znów zobaczyć niezadowoloną minę męża, usłyszeć jego wyrzuty, że wszystko jest nie tak… Cóż to za żona, kochanka i matka. Chociaż tak naprawdę był tylko jeden dzień, można nawet powiedzieć pół dnia, który był zajęty dziećmi. Całocią i wszytkim na raz, zajmowała się przez cały tydzień. A ten dzień był sprawdzianem dla Oli. Tak było w każdy piątek. Przygotowywała wszystko na następny poranek aż do północy w każdy czwartek.

Wszystko było idealnie rozdzielone dla młodszych i starszych synów. Każdy plecak stał osobno, żeby było wiadomo, który jest czyj. Obiad dla wszystkich trzech synów i męża. Wszystko, co musiał zrobić, to obudzić chłopców rano, zrobić śniadanie, ubrać ich i zawieźć dzieci do szkoły. Ale Ignacy zawsze narzekał. Nie było piątku, żeby nie zadzwonił do żony i nie zrobił jej wyrzutów, że jest złą matką, że nie
zajmuje się wychowywaniem dzieci i jak trudno mu je rano oporządzić.

Jak niezdarnie wszystko przygotowała… Najważniejsze jest to, że Ola przez resztę dni robiła wszystko sama. A w każdy piątek jej dzień pracy zaczynał się o 6 rano. Dlatego był to jedyny dzień, kiedy jej mąż musiał odwieźć i odebrać dzieci.

Pewnego dnia, gdy zastała w domu teściów i chowającego się za nimi męża, wiedziała już, że nie będzie sympatycznie. Teściowa zapytała, dlaczego nie potrafi zorganizować sobie czasu tak, aby nie angażować męża w sprawy związane z dziećmi, dlaczego tak nieudolnie wszystko szykuje na piątkowe poranki i czy nie może ułożyć sobie czasu pracy tak, aby ich synek nie musiał się im skarżyć.

Tego było już za wiele. Z racji tego, że mieszkali w domu, który Ola odziedziczyła po babci jeszcze przed ślubem, mężowi kazała się spakować, a teściom jak najszybciej zabrać synalka z jej domu. Byli oburzeni, krzyczeli, wyzywali, ale nic nie mogli zrobić, poza opuszczeniem budynku. Tak oto Ola całkowicie zmieniła życie swoje, swoich dziewci i męża...