Podczas gdy dziewczynki bawiły się w matkę z córką, ja wraz z chłopcami wspinałam się po drzewach. Nigdy nie marzyłam o ślubie i urodzeniu dziecka. Co więcej, wydawało mi się, że po prostu nie zostałam do tego stworzona.

Lubiłam wolność i nie chciałam być od nikogo zależna. Jednak wyszłam za mąż. Miałam wtedy 26 lat, a zegar, jak lubiła powtarzać moja mama, tykał już od dawna. Ciągle mi przypominała, że ​​najlepiej urodzić dziecko przed 30-tką. Potem jest to trudniejsze zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

Ale nie spieszyłam się. W głębi duszy wiedziałam, że nigdy nie zostanę matką. Po prostu tego nie potrzebuję. To prawda, mojemu mężowi się to nie podobało. Często mówił o tym, że chce zostać ojcem. Powiedział, że świetnie sprawdzi się w tej roli.

Urodziłam syna, mając 33 lata

Mimo ostrzeżeń krewnych i przyjaciół ciąża i poród przebiegły bardzo łatwo. Ale najważniejsze się nie wydarzyło: nie czułam absolutnie nic w stosunku do mojego dziecka. Ale niekochane dziecko tego nie rozumiało. Potrzebowało mnie, mojej opieki i miłości.

Nie chciałam denerwować męża. Starałam się udawać, że nasz syn jest dla mnie ważny. Ale przy każdej okazji uciekałam z domu, żeby być sama ze sobą i nie słyszeć płaczu dzieci.

Lata mijały, ale mój stosunek do dziecka nie zmienił się. Chociaż dorastał jako miły i szczęśliwy chłopiec, wcale mnie to nie obchodziło. Chyba po prostu poczułam, że powinnam postawić go na nogi i pozwolić mu swobodnie pływać. Wtedy moje życie w końcu się poprawi.

Na tle mojego niestandardowego stosunku do syna, moje małżeństwo z mężem zaczęło pękać w szwach. Jak ujął to mój mąż, nasza rodzina go nie motywowała. Jeśli ja nie próbuję czegoś naprawić, on też tego nie zrobi. Odszedł na zawsze. Odmówił nawet płacenia alimentów, a ja byłam zbyt dumna i samowystarczalna. Sama ciągnęłam syna do świata dorosłych.

Niekochane dziecko w poszukiwaniu miłości

Kiedy mój syn powiedział, że chce się ożenić, zrobiłam wszystko, aby zorganizować mu jak najlepsze wesele. I dałam im pieniądze na mieszkanie. Generalnie nie było na co narzekać. Teraz mieszka z żoną i córką w centrum stolicy. Ma wszystko do szczęśliwego życia. I w końcu stałam się wolna.

Ale syn nie pozostawia prób nawiązania ze mną kontaktu. Dzwoni do mnie prawie codziennie i to mnie wkurza. Chcę po prostu żyć dla siebie, żeby nikt mnie nie drażnił, ale syn nie jest z tego zadowolony. Chce, żeby jego córka miała babcię. Ale ta dziewczyna w ogóle mnie nie interesuje.

Panna młoda jest zdezorientowana. Mówi, że nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego. Cóż, dlaczego miałabym się przed kimś usprawiedliwiać ze swoich pragnień i czynów? Robiłam wszystko, żeby moje dziecko było szczęśliwe. Teraz niech zrobi wszystko, abym żyła w spokoju. Przestań do mnie dzwonić!

O tym pisaliśmy ostatnio: Opowieść: "Córka się rozwodzi, ale nie chce odebrać mężowi mieszkania. Myślę, że moja córka się myli"

W marcu w naszej rodzinie zaszły globalne zmiany.

Popularne wiadomości teraz

Katarzyna Cichopek już bez męża pręży swoje ciało na wakacjach. Aktorka coraz szczuplejsza

Wróbel wpadł do okna, do mieszkania lub domu. Co oznacza ten znak

Nowe, zaskakujące informacje na temat stanu zdrowia córki Ewy Błaszczyk. Jest nadzieja

Znajomy Tymoteusza Szydło wyjawia prawdę. Ujawniono prawdziwy powód rezygnacji z kapłaństwa

Pokaż więcej

Córka Irka rozwiodła się z mężem i zamieszkała z nami. I nie sama, ale z całą hordą młodocianych rabusiów. Przez pierwsze kilka tygodni jakoś się dogadywaliśmy, a potem rozpętało się piekło.

Bardzo kocham moje wnuki, ale najwyraźniej nie byłam gotowa, aby mieszkać z nimi przez cały czas.

Irena rozpieszczała maluchy tak bardzo, że teraz prawie niemożliwe jest ich uspokojenie. Córka zabrania też karcenia ich za złe zachowanie. Mówi, że płaczem i wykładami ranimy z ojcem psychikę tych kruchych dzieci...

A kto by się litował nad naszą psychiką?
W ogóle, gdy tylko pogoda wreszcie się przejaśniła na ulicy, postanowiliśmy z mężem zrobić sobie wakacje od tych rodzinnych wzlotów i upadków. Zebrałam rzeczy i pojechaliśmy. Na szczęście przed nami jeszcze całe lato, żeby odpocząć od hałaśliwych figli wnuków i kłótni z córką.

Teraz zajmuję się ogrodnictwem, mój mąż trafił do świata ogrodnictwa. Pomysł na opuszczenie miasta okazał się strzałem w dziesiątkę. Ale jedno pytanie mnie prześladuje:

„Co dalej?” Zimowanie na wsi nie wchodzi w grę, nie ma ku temu warunków. A powrót do domu do tych małych potworów jest również, szczerze mówiąc, niemiły...

Myślę, że moja córka się myli. Rzeczywiście, oprócz niej i jej byłego męża, są też ich wspólne dzieci, których interesy również muszą być brane pod uwagę. A gdybyśmy z ojcem nie mieli możliwości schronienia ich w domu, co by wtedy zrobiła?