Ja miałam wtedy prawie 40 lat, a on 55. Jestem rozwódką z dwójką dorosłych dzieci. On też był już singlem, dorosła córka mieszka w innym mieście. Nic nie mogło zakłócić naszego szczęścia i przeprowadziłam się do Michała.

Moje córki zostały w naszym domu. Studiowały na tej samej uczelni i dobrze sobie radziły w domu beze mnie. I przeprowadziłam się do ukochanego. Jakoś nie przyszło nam do głowy, żeby wziąć ślub. Wiek nie ten sam, byliśmy już razem poukładani. Mieszkam w mieszkaniu mojego męża, rzeczywistego małżonka, pomyślałam. Po co mi ta pieczęć w papierach? Michał pomyślał to samo.

Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek będę musiała wrócić do mojego starego domu...

Teraz sytuacja nie wygląda dobrze. Problem w tym, że Michał jest poważnie chory. Do tego stopnia, że ​​trafił do szpitala. Codziennie biegałam do męża, przynosiłam jego ulubione dania. Któregoś dnia ugotowałam mięso w galarecie i podbiegłam, żeby dowiedzieć się, jak się czuje. Prognozy lekarzy były rozczarowujące.

Dali mu nie więcej niż miesiąc. Na oddziale spotkałem córkę Michała i notariusza. Nie musiała niczego wyjaśniać, wszystko było jasne. Córka przypomniała sobie ojca, aby zostać jego prawnym spadkobiercą. Ale po to wszystko? Mój mąż i ja nie jesteśmy oficjalnie razem.

Bardzo bolało mnie uświadomienie sobie, że jego córkę interesuje tylko mieszkanie. Nawet mnie nie przywitała. Nawet nie pomyślała, żeby mi podziękować za opiekę nad jej ojcem. Po prostu zabrała wszystkie dokumenty i wyzywająco opuściła pokój.

Ale nie wiem, co teraz zrobić. Nie chcę myśleć, co będzie, kiedy Michał odejdzie. Ale niestety muszę planować swoją przyszłość. Muszę się wyprowadzić z mieszkania męża. Ale gdzie? Nie będę mogła mieszkać z córką, jej chłopakiem i ich dzieckiem, które niedługo się urodzi. Jak żyć?

O tym pisaliśmy jakiś czas temu: Mikołaj jak zwykle był niezadowolony z obiadu. Wziął talerz z makaronem i rzucił nim o ścianę. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi od swojej żony

Mikołaj był człowiekiem o trudnym charakterze. Zawsze znajdował coś, na co mógł narzekać, zwłaszcza jeśli chodzi o jedzenie, które gotowała jego żona. Obiad był już gotowy, a na stole leżał apetyczny makaron z mięsem. Ale gdy tylko spojrzał na talerz, zmarszczył brwi i zaczął się kłócić z oburzeniem. „Znowu te makaroniki! Wydawało mi się, że prosiłem o gotowanie mięsa, a nie tej niesmacznej owsianki!” Żona Mikołaja, Ola, ze smutkiem pokręciła głową, ale nie protestowała. Wiedziała, że ​​jego niezadowolenie było nieuniknione, tak jak za każdym razem, gdy robiła obiad.

Próbowała zadowolić męża, ale jej to nie wychodziło...
Mężczyzna, nie powstrzymując się, wziął talerz z makaronem i z całej siły rzucił nim o ścianę. Talerz rozprysł się w drobny mak, a kawałki makaronu spadały na podłogę. Ola była oszołomiona takimi wybrykami męża. Zawsze starała się zachować spokój, ale teraz jej cierpliwość się skończyła. „Dosyć tego! Nie mogę ciągle słuchać twoich ataków i żyć z osobą, która nie umie niczego docenić! Przykro mi, że nie mogę cię zadowolić moim jedzeniem, ale zachowujesz się jak dziecko, które nie może dostać zabawki, której chce". Taka odpowiedź zaskoczyła Mikołaja. Nie spodziewał się, że Ola pęknie i odpowie mu takim tonem.

Patrzył na nią w milczeniu, jakby próbował zrozumieć, co się stało. Ola westchnęła i powiedziała już spokojniej: „Mam dość tego zachowania. Jeśli nie możesz nauczyć się doceniać tego, co dla ciebie robię, może powinieneś pomyśleć o tym, co ci się nie podoba w naszym życiu”. Po tych słowach odwróciła się i wyszła z pokoju, zostawiając męża sam na sam z myślami. Czuł mieszankę uczuć: niechęć, wstyd i może trochę winy.

Może czas pomyśleć o swoim zachowaniu i zacząć doceniać kobietę, która przy nim była, wspierała i opiekowała się nim. Od tego czasu Mikołaj zaczął się stopniowo zmieniać. Zaczął bardziej troszczyć się o swoją rodzinę i wyrażać wdzięczność za ich wysiłki. Nauczył się doceniać proste radości i zrozumiał, że szczęście tkwi w małych rzeczach, które tworzą ciepłą atmosferę w rodzinie. Nie walił już talerzami o ścianę, ale wyrażał swoje uczucia słowami i dobrymi uczynkami. Wkrótce w ich domu zapanowała miłość i harmonia, a oni zaczęli czerpać radość ze wspólnego przebywania, a nie z kłótni i konfliktów.