Poszła na urlop macierzyński bez problemów, miała doświadczenie w pracy, więc dostawała zasiłki na syna, obiecano jej także, że jej posada będzie na nią czekać. W tym okresie na ramionach jej męża Mikołaja spoczywały całkowicie wydatki finansowe, ale nie stanowiło to dla niego problemu.

Alina myślała, że ​​zostanie z dzieckiem w domu do trzeciego roku życia, potem wyśle ​​go do przedszkola i wróci do pracy. Rodzice mówili, że kariera nie ucieknie, trzeba myśleć o synu, a potem o sobie. Alina zawsze konsultowała się z mężem, wspierał ją we wszystkim.

Gdy tylko synek osiągnął wiek przedszkolny, Alina tylko czekała na pełną adaptację, by móc wrócić do pracy...

Niestety, częste choroby dziecka, zmusiły młodą matkę do pracowania zdalnie z domu. Wiek szkolny także przysparzał kłopotów, gdyż wciągnięto Alinę do komitetu rodzicielskiego, a wszyscy wiemy, czym to pachnie: remonty sal, zbiórki funduszy na wycieczki klasowe, wywiadówki, przyjęcia szkolne i inne imprezy, które pochłaniały czas.

Jednak w pewnym momencie, Alina wzięła się w garść, odpuściła nieco członkostwo w komitecie i zadbała o siebie. Poszła na siłownię, zmieniła dietę, odmłodniała i nabrała energii, by wrócić do biura. Znów była w przysłowiowym siodle.

Miała coraz więcej zleceń, a syn w tym czasie przebywał o którejś z babć. Pewnego wieczoru, gdy Pawełek był u babci ze strony taty, zapytany, na co miałby ochotę na obiad, opowiedział o pysznych gołąbkach, jakie mama zamawia im często na obiad.

Teściowa Aliny natychmiast zadzwoniła do synowej, aby dać jej burę - ty chyba zapomniałaś, jak powinna postępować gospodyni domowa! Mąż i dzieci muszą być karmieni wyłącznie domowym jedzeniem, a nie byle czym!

Alina spokojnie wysłuchała wrzasków teściowej, podziękowała za cenne porady i odłożyła słuchawkę. Wyszła z założenia, że zbyt długo siedziała w domu, zajmując się wszystkim. Teraz kolej na nią i na to, za czym tak bardzo tęskniła. Wszystko robiła sama, a teraz nadszedł czas, żeby poświęciła trochę czasu temu, co chce robić, swojej pracy, swojej karierze. Nikogo nie będzie pytała o pozwolenie.

O tym pisaliśmy ostatnio:

Z życia wzięte. Poszłam na urodziny teściowej, chociaż ona i moja mama urodziły się tego samego dnia

Z życia wzięte. Mój mąż wypomniał mi, że wziął mnie do siebie z jedną torbą w ręku. Nie sądziłam, że jest taki podły

"Postanowiliśmy sprzedać mieszkanie babci. Kupić jej dwa mieszkania jednopokojowe, ale wyszło inaczej, niż zaplanowaliśmy"